Witam wszystkich serdecznie i zapraszam na moją skromną relację z ostatniego mojego dwudniowego pobytu w naszych pięknych Tatrach
DZIEŃ PIERWSZY (NIEDZIELA)
5:00 rano pobudka tzn tak jakby, bo gdzieś już pisałem, że tej nocy zasnąć mi się nie udało , pierwsze co wyjrzałem za okno niebo czyściutkie więc nie pozostało nic innego jak tylko wyruszyć w drogę. Po godzinie byłem już gotowy i jakież było moje zdziwienie gdy się okazało, że po raz pierwszy w tym roku musiałem skrobać szyby w samochodzie. Ale uporałem się z tym bez problemów i wyruszyłem w trasę. Tak że o godzinie 8:15 byłem już w Kuźnicach i tam drugie zaskoczenie, na drodze szklanka więc rozpoczął się taniec samochodem na lodzie. Na szczęście sytuację szybko opanowałem i tu kolejne zdziwienie, parkingi płatne w Kuźnicach jeszcze zamknięte. Więc udało mi się stanąć praktycznie najbliżej Kuźnic jak to możliwe, prawie przy skrzyżowaniu gdzie bryczki stoją, w dodatku nawet nie było komu zapłacić, więc parking za darmo, co mi się po raz pierwszy tam zdarzyło. W dodatku przede mną tylko dwa samochody stały co dawało mi wielką nadzieję, że na szlaku będzie praktycznie pusto Więc szybkie wyruszenie na trasę... w Kuźnicach jeszcze mała przerwa i przygotowanie do drogi, bo temperatura póki co na minusie była, więc koszulka, kurtka, polar i rękawiczki założone i w drogę.
Na trasie tak jak się spodziewałem świeciło pustkami, na początku spotkałem tylko dwóch panów po drodze. Po około 20 minutach byłem już na Kalatówkach, tam też żywej duszy nie ujrzałem na oczy.
Po czym ruszyłem przez lasek w stronę Hali Kondratowej, gdzie po drodze udało mi się minąć dwie zakonnice Tempo nadal dosyć szybkie więc przed 10:00 parę minut byłem już w schronisku na Hali Kondratowej, tam za długo nie pobyłem, po za tym, że musiałem wejść za potrzebą No i zaczęło się robić strasznie gorąco, więc polar i rękawiczki powędrowały do plecaka.
I dalej w stronę Kondrackiej Przełęczy, po drodze udało mi się minąć kolejną, aż jedną osobę dzisiejszego dnia W połowie drogi koniecznie musiałem spakować do plecaka jeszcze kurtkę, bo zrobiło się strasznie gorąco, więc dalsza droga w krótkim rękawku. Z drogi na przełęcz udało mi się wykonać jakieś tam fotografie
O godzinie 11:00 udało mi się dotrzeć na Kondracką Przełęcz, tam już było może z 10 osób, ale z tego co się zorientowałem, większość wybierała się na Kopę Kondracką, a tylko 2 osoby na Giewont. Więc szlak praktycznie dalej pusty
No więc teraz szczyt był już na wyciągnięcie ręki, póki co mimo śniegu problemów praktycznie żadnych, ładnie udeptana ścieżka, w żadnym miejscu nawet kawałka lodu nie było, więc też bez żadnych poślizgów się obyło. Przed samym szczytem dopiero w niektórych miejscach śnieg prawie po kolana, ale dzięki łańcuchom, bezproblemowo udało się go pokonać. I o godzinie 11:40 udało się dotrzeć do samego szczytu. Na szczycie jakiś jeden gościu i nic po za tym Siedziałem tam w sumie godzinę, przez którą przewinęło się tam jeszcze całe 6 osób, więc praktycznie połowę mojego czasu na szczycie byłem sam Ciężko mi było w to uwierzyć, bo oglądając filmy z youtube z sezonu to masakrycznie to wygląda. A ja po raz pierwszy na Giewoncie i do tego bez tłumów, cisza, spokój więc pozostało tylko pozachwycać się widokami Chociaż na szczycie o mało nie doszło do tragedii, bo zwróćcie uwagę na ten krzyż, jak fotografowałem go wyżej to tego śniego-lodu bo nie wiem jak to nazwać, było na nim prawie do połowy, a na zdjęciach ze szczytu widać, że za nim doszedłem to go sporo ubyło, bo co jakiś czas dosyć sporo go spadało. No i stał sobie chłopak pod krzyżem i nagle runął ten śnieg na niego, wywrócił się, poślizgnął i o mało nie spadł z Giewontu w stronę Zakopanego... Ale to tak tylko mówię, żeby ludzie na to uważali i zwracali uwagę. Kilka zdjęć z okolic szczytu poniżej:
Trochę przed 13:00 nadszedł czas na schodzenie w dół. Tutaj w końcu udało mi się wy testować moje nowe kijki trekkingowe, które od pierwszego kroku stały się rewelacją. Tzn. dzięki nim zapobiegłem chyba z 5 lądowaniom na dupę, ale za to musiałem oglądać lądowania osób, które mijałem i kijków nie miały Po za tym dzięki nim strasznie szybko mi się schodziło, więc same plusy. Kilka zdjęć z zejścia do schroniska na Hali Kondratowej:
W końcu dojście do schroniska, tam już ludzi dosyć sporo, chociaż w szczególności były to jakieś grupy dzieci... więc pewnie jakieś kolonie i takie tam, ale ze względu na tłok już nawet do środka nie wchodziłem, tylko od razu udałem się w stronę Kuźnic, ze względu też na to, że byłem strasznie już śpiący Więc szedłem w dół jak natchniony byle tylko już być w samochodzie i udać się do kwatery odpocząć i się w końcu przespać.
Jeszcze ostatnie zdjęcie na Kalatówki:
I na parkingu w samochodzie byłem już o 14:30 więc była to jedna z najkrótszych moich dotychczasowych podróży, ale ze względu na ten śnieg i brak ludzi na szlaku, jak do tej pory zdecydowanie najpiękniejsza
Tutaj jeszcze filmik podsumowujący całe wydarzenie, na którym można zobaczyć ciut więcej niż na zdjęciach
DZIEŃ DRUGI (PONIEDZIAŁEK)
Dzień zaczął się nie najlepiej ze względu na to, że musiałem trochę odespać po dniu wcześniejszych i wstałem dopiero przed 10:00 rano, więc już na początek obawiałem się, że mój plan niestety nie wypali, a będę musiał na ten dzień znaleźć sobie jakiś łatwiejszy dzień. Ale stwierdziłem, że spróbuję, najwyżej nie dojdę i się wrócę. Więc szybkie pozbieranie się z łóżka i dojazd do Palenicy. Tu już w ogóle jechało się nie za przyjemnie, bo szklanka na asfalcie w drodze do Palenicy na tych zawijasach towarzyszyła bardzo często. Więc trzeba było jechać strasznie wolno i bardzo ostrożnie, bo auto ładnie tańczyło na tym asfalcie miejscami. Ale w końcu się udało i tak trochę jak niedzielny turysta o 11:00 wybrałem się na szlak
Tempo ostatnimi czasy dosyć szybkie więc po pół godzinie byłem przy Wodogrzmotach, tam 5 minutowa przerwa i dalej w kierunku 5 Stawów. No i tutaj zaczęły się pierwsze schody, bo szlak wyglądał nie najlepiej, tzn. miejscami bardzo ślisko i na kamieniach niestety trochę lodu. Ale dzisiaj od samego początku zacząłem marsz z kijkami i nie powiem, że mi bardzo nie pomagały. Bo dzięki nim w miarę dobrze te trudności mi się pokonywało. Na szlaku pomimo, że już późno ludzi praktycznie zero, do doliny minąłem na szlaku tylko jedną parę i to by było na tyle. Ale podejrzewam, że chodziło też o to, że to był poniedziałek. Zresztą na parkingu w Palenicy pomimo że już późno dopiero było góra 30 aut, więc też na szlaku za wielu osób się spodziewać nie było można Jakoś o 11:30 udało mi się dotrzeć w moje ulubione miejsce na tej trasie, od którego droga zaczyna się już dla mnie jakby z górki i traktuję je jako taki półmetek, bo potem już jest bliżej niż dalej
Przerwy nawet nie robiłem, tylko od razu udałem się dalej i tutaj dopiero zaczęły się schody i to poważne, bo w większości droga wyglądała tak jak na poniższych zdjęciach:
Nie obyło się tutaj bez paru pięknych akrobacji i tylko dzięki tym kijkom znów nie wyrżnąłem orła, ale dostałem gromkie brawa od tej jedynej mijającej pary którą właśnie mniej więcej w tym miejscu mijałem, za mój taniec na lodzie z kijkami Ale w końcu udało mi się dotrzeć do Siklawy, nie chciałem się tam zatrzymywać, bo czasu miałem nie za wiele, żeby jeszcze były jakiekolwiek szanse na to, żeby dzisiejszy mój cel został osiągnięty. Więc takiej na szybko byle jakie zdjęcie Siklawy, aby uwiecznić chwilę i dalej do przodu.
Przy Siklawie znów pojawiły się dość spore problemy, bo tych miejsc oblodzonych było dosyć sporo, na szczęście na krótkich odcinkach, więc najgorzej nie było W stronę schroniska nawet nie poszedłem, tylko od razu udałem się w stronę Zawratu, zdjęć też praktycznie nie robiłem, bo nie było czasu. I tak oto dokładnie o 13:40 doszedłem do czarnego szlaku na Kozi Wierch. Na tabliczce szacowany czas dojścia 1:30, patrzę w górę. Szlak widoczny jak na dłoni i wydający się całkiem prosty i przyjazny, to sobie mówię: pewnie z 10 minut nadrobię jeszcze i o 15:00 będę na górze. Na początek trasa w miarę prosta łagodnymi zakosami powolutku w górę. Tyle, że nie najwygodniej się szło, ze względu na to, że w większości pod śniegiem sama trawa, kamieni bardzo mało, więc tak po kolana się w śniegu zapadało cały czas. W końcu dojście do Źlebu Szerokiego, patrzę w górę i sobie myślę, no teraz cały czas prosto w górę i za chwilę będę na szczycie Po zaledwie pięciu krokach plan legł w gruzach, zapadłem się w śnieg po pas i miałem w ogóle problemy z niego wyjść. A o dalszej drodze tędy nie było mowy. Ze śniegu wyszedłem i zacząłem myśleć o wycofaniu się i schodzeniu w dół. Ale usiadłem na 10 minut i jednak zdecydowałem, że nie popuszczę i jakoś się tam wdrapię. Tym bardziej, że poza żlebem tego śniegu aż tak dużo nie było i w większości było widać kamienie i trawkę Więc kijki do plecaka, bo tam już zrobiło się trochę stromo i trzeba było sobie w większości pomagać rękami, żeby się czasem nie zsunąć w dół. No i tak sobie szedłem bokiem nie spuszczając wzroku od szlaku, którego w zasadzie i tak nie było widać, bo był zasypany więc oznaczeń też trudno było się trzymać, ale łatwo się było domyślić gdzie on jest. Po drodze zauważyłem, że ludzie wybierali różne opcje wspinania, bo ślady rozchodziły się w 3 różnych kierunkach. Ja tam sobie obrałem swoją drogę więc tymi śladami się nie kierowałem w ogóle. Droga zaczęła mi się jednak strasznie wydłużać, bo trzeba było coraz bardziej kombinować, żeby przesuwać się w górę a nie w bok I tak też w połowie nadszedł drugi moment zawahania i myśl o wycofaniu się, ale znów zrobiłem sobie przerwę tym razem 15 minutową i zacząłem myśleć, w międzyczasie pstrykając kilka fotek:
Po na myślę stwierdzam, że idę dalej, przed zmrokiem do schroniska w najgorszym wypadku zdążę bez problemu. No i tak też szedłem sobie, spotykając drugich ludzi w ogóle w dniu dzisiejszym od szlaku do Doliny 5 Stawów, znów jakaś para i za nimi jakiś samotny wędrowiec taki jak ja, którzy właśnie schodzili stamtąd i właściwie chyba tylko dzięki nim na ten szczyt dotarłem, bo za nim ich spotkałem chciałem się już naprawdę dzisiaj poddać, bo strasznie mi się ta trasa wydłużała przez ten śnieg i kombinowanie. Ale pytając ich ile jeszcze do tego szczytu, jak mi powiedzieli, że jakieś 20 minut, to dostałem jakiejś takiej wewnętrznej siły, że za 10 minut byłem już na szczycie
Przed szczytem szlaki się połączyły to już byłem w domu praktycznie, bo wiedziałem, że to już tylko kawałek Na szczyt dotarłem dopiero o 16:00 więc zrobiła się prawie godzina poślizgu z moich planów. Ale i tak sobie tam posiedziałem 30 minut, pomimo, że strasznie zimno tam było i zaczęło dosyć mocno i mroźno wiać, przez co ciężko mi było aparat trzymać, bo ręce marzły strasznie... ale zdjęć nie odpuściłem, efekty poniżej:
No ale wybiła 16:30 więc trzeba było stamtąd schodzić w końcu. Na początku było dosyć ciężko, bo trochę stromo i ślisko. Ale tragedii nie było, doszedłem do żlebu i akurat w dół okazał się on całkiem przyjazny. Bo schodzi się jednak pod innym kontem więc też po pas się w nim nie zapadałem, a tylko po kolana Ale przez to droga stała się o wiele przyjemniejsza niż w górę i w ciągu godziny udało mi się szlak na Kozi Wierch opuścić. Więc chwila przerwy nad Doliną 5 Stawów Słońce już zaczęło zachodzić i lekko się ściemniać zaczęło:
No tyle, że wiedziałem już, że przed zmrokiem nie zdążę dojść na parking bo praktycznie za nim doszedłem do okolic Siklawy była już 18:00 prawie. Tam też zaczęły się znowu schody, bo wszystko jeszcze bardziej oblodzone niż nad ranem, ale jakoś się z tym uporałem. I lada moment za nim jeszcze wszedłem do lasku, zrobiło się ciemno... tu też miałem okazję wytestować swoją nową latarkę czołową, które również jak kijki spisała się na medal. Ogólnie powiem Wam, że przez ten ciemny las, po tym częściowo oblodzonym terenie szło się fatalnie, bo nawet dzięki tej latarce nie było widać, czy pod nogami jest lód, śnieg czy kamienie i też parę razy zatańczyłem nieźle, ale do upadku nie doszło. Najgorsze to było to, że żadnego człowieka na szlaku się spodziewać już nie można było, a sememu przez ten ciemny las nie szło mi się najlepiej ale tempo miałem niesamowite... tzn. zejście od Siklawy do Wodogrzmotów zajęło mi niecałe 50 minut, ale większość trasy to sobie biegłem, żeby było szybciej No i na koniec jakieś 50 metrów od upragnionego asfaltu i Wodogrzmotów stało się... wyrżnąłem orła po raz pierwszy dzisiaj Po czym wbiegłem na asfalt i zobaczyłem ludzi, co dla mnie w tym dniu o tej porze było chyba najbardziej pożądanym widokiem Znów była to para już trzecia dzisiaj i na pewno ostatnia... tyle, że dziewczyna się trochę przestraszyła jak wybiegłem z tych drzew, spragniony asfaltu. Bo reakcja była "o Boże... ja myślałam, że to niedźwiedź.." Kobiety to mają wyobraźnie... niedźwiedź z latarką na czole się jej zapytałem No ale w końcu trasa stała się dla mnie przyjemniejsza, bo już na parking nie musiałem iść sam, a nikt więcej już z Morskiego Oka w ten dzień chyba nie wracał... przynajmniej będąc jeszcze 30 minut na parkingu... nikt się nie pojawił, zresztą aut też tam już chyba żadnych nie było. Tak więc o 19:15 dotarłem na parking i mogłem uznać moją podróż za sukces Tutaj jeszcze krótka video relacja z podróży dla zainteresowanych
No i nie wiem czy zauważyliście, ale pierwszy raz będąc w Tatrach udało mi się wykonać cały plan i nic mi nie przeszkodziło tego weekendu, ani buty, ani kondycja, ani to że o co najmniej o 3 godziny za późno się wybrałem w drugi dzień na szlak. Potem trzeba było niestety szybko pędzić do domu, bo na rano na 6:00 na drugi dzień do pracy miałem
Nie no ja się trochę za bardzo rozwlekam, tu i tak strasznie staram się skracać a i tak dużo wychodzi Ale cieszę się, że wytrwałaś do końca więc chyba Ci się podobało
No tak z tego Koziego Wierchu to jestem dumny, bo to do tej pory mój najwyższy szczyt Dwa tygodnie wcześniej chciałem go zdobyć od strony Koziej Przełęczy ale niestety przez buty się nie udało Ale nawet się bardziej cieszę, że wyszło jak wyszło, bo niby banalnym szlakiem tam wchodziłem, ale prawda jest taka, że chodzenie po śniegu to całkiem inna bajka. Tym bardziej, że nie dało się iść cały czas tak jak prowadził szlak. Stąd jak dla mnie do tej pory była to najtrudniejsza z dotychczasowych tras i najbardziej dająca w kość. Nawet ten odcinek Orlej, Zawrat - Kozia Przełęcz i zejście, było dla mnie o wiele łatwiejsze w słoneczną pogodę, niż tutaj wejście i zejście po tym śniegu
Nie moesz pisa nowych tematw Nie moesz odpowiada w tematach Nie moesz zmienia swoich postw Nie moesz usuwa swoich postw Nie moesz gosowa w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Moesz ciga zaczniki na tym forum