Dawno mnie w tym dziale nie było, ale w końcu postanowiłem to nadrobić. Wprawdzie z miesięcznym opóźnieniem ale lepiej późno niż wcale. A w relacji chcę opisać moje dwie ostatnie typowo spacerowe trasy, jedną bardziej, drugą trochę mniej. Miały one miejsce podczas mojego bardziej prywatnego wyjazdu do Zakopanego i było to w okresie dnia Wszystkich Świętych. Właściwie to nie planowałem, za bardzo wtedy chodzić po Tatrach, ale nie wytrzymałem i udało mi się na te kilka godzin wyrwać i trochę pozwiedzać Trasy dosyć proste i dla każdego bezproblemowo dostępne, sam nie wiedziałem czy mi się to spodoba, po moich wcześniejszych wyprawach, ale tam wszystko ma swój urok. Mam też taki cel, żeby do końca przyszłego roku, przejść wszystkie możliwe szlaki w naszym Parku Narodowym, niekoniecznie każdy szlak w obu kierunkach, póki co nastawiam się na jakiekolwiek przejście danego szlaku. Mam nadzieję, że plan zostanie do końcu roku w pełni zrealizowany.
Ale do rzeczy Dnia 30.10.2011 jestem rano w Zakopanem, najpierw trochę prywatnych spraw, po czym o godzinie 12:00 miałem już całe popołudnie tylko dla siebie. Nie pozostało więc nic innego, jak zafundować sobie jakiś popołudniowy spacerek. Celem był Nosal, więc udałem się szybko na parking do Kuźnic skąd zacząłem swoją wędrówkę. Jak to już stało się prawie tradycją, na niebie słoneczko, niebo wręcz bezchmurne, więc nie pozostaje nic innego jak tylko iść przed siebie i zachwycać się tym czym widoki po drodze moje oczy uraczą
Tak też szybko udałem się w stronę Kuźnic i po paru minutach przy pewnej tamie udałem się w lewo, ludzi za wiele nie było, przy budce do zakupu biletu wstępu do parku żywej duszy, więc wstęp pierwszy raz jak do tej pory gratis
No więc zacząłem niespodziewanie dosyć stromy marsz kamiennymi schodami w górę, obok drewniana poręcz, więc myślę sobie typowo spacerowa trasa. Po 10 minutach tego podejścia miałem dość Więc krótki przystanek, od razu kurtka powędrowała do plecaka i kontynuacja podróży w krótkim rękawku. Zresztą mi jest zawsze gorąco i się często zastanawiam jak Ci ludzie w tych kurtkach wytrzymują, bo dla mnie to by było nie do wytrzymania. A przeważnie dopiero zaczynam się ubierać przy schodzeniu. Bo w górę wolę tą chwilę zimna wytrzymać, jak wiem, że i tak za chwilę przy podejściu cały się rozgrzeję. Ale widocznie nie wszyscy tacy gorący jak ja
Kontynuacja trasy na tyle mi się powiodła, że dalej już bez problemu do samego szczytu Nosala udało mi się dotrzeć, pomimo niesamowitej zadyszki jaka mnie po drodze spotkała. Wprawdzie tempo miałem dosyć szybkie, bo wszystkich wyprzedzałem po drodze, ale trasa wbrew pozorom pomimo, że bardzo krótka, do najprzyjemniejszych nie należy. Zaczyna się od dosyć ostrego podejścia i tak już jest do samej góry Jak na początku dziwiłem się ludziom, dlaczego na tak krótkiej trasie co chwilę ktoś odpoczywa, tak po dojściu na samą górę i stanie mojego zmęczenia, już nie miałem się czemu dziwić. Na szycie, chociaż trudno to nazwać typowym szczytem , udało mi się pstryknąć kilka zdjęć.
Na szczycie w sumie ludzi też nie za wiele, tzn. nie wiem jak tam jest na co dzień, ale było może z 15 osób. Do tego patrząc w kierunku Tatr Wysokich w zasadzie nic nie było widać, nie dość, że pod słońce to jeszcze wszystko jakby za mgłą. Dlatego też, zdjęć za wiele nie udało mi się wykonać, tym bardziej, że mój aparat jak i moje umiejętności fotograficzne (fotografują dopiero od 3 miesięcy może) na to nie pozwalają. Ale myślę, że z czasem będzie coraz lepiej i efekty tego kiedyś zobaczycie. Godzina dopiero 13:00 więc wyciągam mapę i szukam jakiegoś bliskiego celu, żeby zdążyć przed zmrokiem wrócić do Zakopanego. Jak pomyślałem tak zrobiłem i moim celem okazał się niepozorny szczyt o nazwie Wielki Kopieniec, o którym wcześniej w sumie nawet nigdzie nie słyszałem. Stąd też ciekawość była większa i motywacja dosyć spora, żeby tam dojść. A więc ruszyłem przez Nosalową Przełęcz w stronę Olczyskiej Polany. Zaraz na początku przy schodzeniu pojawiła się jak dla mnie jedyna trudność na tym szlaku, czyli miejsce pewnie przez wszystkich znane, polegające na tym, że trzeba się trochę schylić, przykucnąć aby się zmieścić pod pewną skałą. Oczywiście trzeba też uważać, żeby nie polecieć w dół, ja na szczęście miałem swoje zaufane kijki, które mi w tym manewrze bardzo pomogły i zapierając się na nich bez problemu udało mi się tę trudność pokonać. Chociaż z tego co widziałem, miejsce to da się górą bez problemu ominąć, ale nie chciałem zbaczać, że szlaku, po za tym ja tam lubię wszelkiego rodzaju trudności, chociaż ciężko to nazwać jakimkolwiek ekstremalnym wyczynem
Dalsza droga była już dużo łatwiejsza i wyglądała mniej więcej tak jak na powyższym zdjęciu. Po 10 minutach stała się dosyć uciążliwa, bo ścieżka po roztopionym już pierwszym śniegu, była strasznie błotnista i wodnista, co trochę utrudniało trasę. Po pierwsze trochę ślisko, a po drugie sporo mniejszych kałuż trzeba było omijać.
W połowie drogi do Olczyskiej Polany w końcu ujrzałem swój cel, czyli to co widać na powyższym zdjęciu Mały Kopieniec po lewej i Wielki Kopieniec po prawej. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się to całkiem odległe miejsce, ale w rzeczywistości jak się okazało była to nie cała godzina drogi. Ale wcześniej jeszcze dotarłem do Olczyskiej Polany co udokumentowałem na poniższych zdjęciach:
Od Nosala właściwie przerwy żadnej nie robiłem i tu widząc, że do Polany pod Kopieńcem wg szlaku zostało mi 45 minut, postanowiłem od razu pójść dalej w górę. Tym bardziej, że ukazał mi się las, przez który nie za bardzo lubię chodzić (chyba, że nocą to co innego ). Tak też szybkim tempem udało mi się ten las przemierzyć w 25 minut, co mnie bardzo zaskoczyło, bo czas przejścia na szlaku sugerował zupełnie inną, całkiem dłuższą drogę. Ale podejrzewam, że to też efekty chodzenia samemu, gdzie jak nie masz się do kogo odezwać po drodze to większą uwagę się skupia na samym chodzeniu Na polanie pod Kopieńcem bardzo mi się podobało (co już opisywałem w temacie o Wielkim Kopieńcu) stąd też postanowiłem sobie tam zrobić nieco dłuższą przerwę, bo chyba co najmniej godzinę jak nie więcej w ciszy i spokoju sobie tam posiedziałem. Ludzi za wiele też tam nie było i dało się ich policzyć na palcach jednej ręki. Jak dla mnie polana z tego względu zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Miejsce niby takie bliskie Zakopanego, a całkiem inny świat. Widoki na Tatry również piękne i taki jakiś niesamowity klimat. Niby Tatry Wysokie a miejsce zupełnie do tych Tatr niepodobne
Stąd też do mojego, głównego celu czyli szczytu Wielkiego Kopieńca dzieliło mnie już tylko 15 minut, co w rzeczywistości przerodziło się w 10 minut spacerku po całkiem ładnych i wygodnych schodach na sam szczyt, co widzimy na poniższych zdjęciach:
Po drodze na szczyt udało mi się jeszcze spotkać jedyną charakterystyczną roślinność o tej porze roku, wprawdzie nie wiem jak to się nazywa, ale może ktoś bardziej znający się na przyrodzie mi powie co to jest
No ale w końcu około godziny 15:30 udaje mi się dotrzeć do mojego dzisiejszego celu i tutaj też już chyba tradycyjnie jak to bywa w moich spacerkach po Tatrach, udaje mi się spędzić samotnie pół godzinki Posiedziałem więc trochę na skałach, bo szczyt o dziwo jak na tak niską wysokość, trochę skalisty i pozachwycałem się widokiem gór w oddali. Widoki jak dla mnie super i o niebo lepsze niż z Nosala, pomimo że nie wiele wyżej Niestety dalej wykonanie zdjęć na Tatry Wysokie jak dla mnie nie możliwe ze względu na słońce, mleko i moje zdolności. Więc zdjęcia wykonane ze szczytu w trochę innych kierunkach a i tak wyszły jak wyszły
Wybiła godzina 16:00 więc też nadszedł czas zejścia, bo chciałem tym razem zdążyć przed zmrokiem. Udałem się więc w stronę Toporowej Cyrhli, do której wg szlaku, szło się coś około godziny. Ostatnie spojrzenie na Polanę pod Kopieńcem:
Na początku droga dosyć przyjemna jak na poniższym zdjęciu:
A po około 20-25 minutach, wchodzimy w typowy las, którym już idziemy do Toporowej Cyrhli bez przerwy, więc zdjęć już nie robiłem, bo nawet za bardzo nie było czego. Powoli już też zaczęło się ściemniać, ale jeszcze przed zmrokiem do wsi udało mi się dotrzeć. Tak wsi, bo to typowa wieś, przynajmniej na początku, zaraz po wyjściu z lasu. Bardzo zresztą mi się tam podobało, bo miałem wrażenie jakbym cofnął się w czasie i dawno takiego klimatu typowej polskiej wsi jak tam nie poczułem. A niektóre domy wyglądają tam jakby od dobrych kilku lat były opuszczone, ale to tylko pozory, bo ludzie tam mieszkają Miło więc było też na koniec ujrzeć takie coś, chociaż można się też przestraszyć tych zwierzątek z pobliskich gospodarstw, które sobie spokojnie spacerowały między ludźmi. No ale po chwili byłem już na głównej drodze i tym oto asfaltem udałem się do Kuźnic, gdzie po 40 minutach dotarłem. Ogólnie podsumowując jak na popołudniowy spacer, jak dla mnie trasa idealna i polecam naprawdę każdemu, kto tam jeszcze nie był Szczególnie sam Wielki Kopieniec i polanę pod nim.
W następny dzień, niestety czasu na góry nie było, ale w Dzień Wszystkich Świętych, już po południu jak się trochę uspokoiło, postanowiłem się wybrać na jeszcze jeden spacerek, tym bardziej, że na drugi dzień rano miałem już wracać do domu. Godzina była już trochę późna, bo około 15:00 więc o pójściu gdziekolwiek dalej nie było mowy. Na krótki spacerek, tym razem naprawdę krótki wybrałem się więc do Doliny Strążyskiej. W zasadzie z górami za wiele wspólnego ta trasa nie ma, bo idzie się cały czas po płaskim. Ale również ma swój urok. Niestety ze względu no porę, bo szczerze mówiąc słońca już widać nie było, bo znikło gdzieś między górami a powoli zaczął pojawiać się księżyc, kolory za piękne nie były. W sumie myślałem też, że w taki dzień ludzi na szlaku nie spotkam, ale myliłem się, bo jednak z tego co było widać, nawet w taki dzień sporo ludzi na szlaki się wybrało
Wyruszyłem z parkingu wzdłuż rzeczki w stronę Strążyskiej Polany gdzie co jakiś czas między drzewami ukazywały mi się północne zbocza Giewontu, na żywo wyglądało to o niebo lepiej Ale musicie bardzo chcieć to sobie wyobrazić
Po około 30 minutach całkiem urokliwej dróżki wzdłuż strumyka i między drzewami, zaczęła mi się ukazywać Strążyska Polana:
Polana całkiem przyjemna, pomimo, że za dużo z niej wokół nie widać, ale widok stromej ściany Giewontu z tak bliskiej odległości to rekompensuje i robi wrażenie Ludzi za wielu tam też nie spotkałem, pomimo, że sporo wracających już po drodze mijałem. Herbaciarnia ze względu na dzień i porę niestety zamknięta.
Trochę na polanie posiedziałem i właściwie to już chciałem się wracać z mojego spacerku, ale pewne małżeństwo zachęciło mnie do tego, żeby zobaczyć wodospad. Hmm myślę sobie cóż to za wodospad, więc ciekawość nie dała mi spokoju, tym bardziej, że się okazało, że do niego tylko 10 minut drogi. Tak też zobaczyłem to oto cudo W sumie ciężko mi to nazwać wodospadem, ale miejsce jak dla mnie bardzo ładne i wg mnie warte zobaczenia jak się tam już jest. Nawet idąc dalej na inne szlaki, to warto poświęcić te 30 minut i tam zajrzeć. Trochę się tam zasiedziałem, więc wszyscy już znikli i w końcu mogłem się cieszyć sam z uroków tego miejsca
No ale zaczęło się już robić naprawdę ciemno, więc czas było zaopatrzyć się latarkę i udać się z powrotem na parking. Po drodze jeszcze udało mi się zrobić kilka nieudanych zdjęć po zmroku Giewontu i widniejącego obok niego księżyca. W tym momencie przydałby się statyw ale z zamiarem takiego krótkiego spacerku niestety go nie wziąłem:
Zdjęcia ze względu na dłuższy czas naświetlania, nie odzwierciedlają tego jak ciemno tam już było naprawdę Z Polany Strążyskiej udałem się więc przez ciemny lasek w stronę parkingu. Po drodze już nikogo nie spotkałem i nie wiem czy ktoś za mną jeszcze tamtędy szedł. Na co wskazywało to, że na parkingu zostało już tylko moje auto i cierpliwie czekający pan, w celu pobrania ode mnie opłaty
Spacerek ogólnie zaliczam do udanych, chociaż żałuję, że nie wyszedłem chociaż godzinkę wcześniej jak na niebie jeszcze widniało słońce. Ale nie ma co narzekać, kolejne nieco inne oblicza naszych Tatr zostały przeze mnie odkryte
Dziękuję za uwagę i zapraszam na kolejną relację ze spacerku po Czerwonych Wierchach, gdzie wiatr mnie tak zawiał, że wykonałem sobie jeszcze dodatkowy bonus , ale o tym niebawem
jakoś nie mogę uwierzyć,że fotografujesz od 3 m-cy
No tak regularnie to od końca sierpnia jak wyjechałem na wakacje do Zakopanego, tyle, że wtedy gór nie zwiedzałem, a miasteczka i baseny na Słowacji i w Polsce Aparat mam w sumie trochę dłużej, ale na początku leżał się kurzył tylko
kikama napisa/a:
A ta roślinka co ją spotkałeś pod Wielkim Kopieńcem to: DZIEWIĘĆSIŁ (tak mi się przynajmniej wydaje). Bardzo dużo widziałam ich w Słowackim Raju.
Dzięki za informację
andrzejwidera55 napisa/a:
Zgadza się kikama, to dziewięćsił bezłodygowy, któremu podobno przypisywana jest czarodziejska moc dziewięciu sił oraz dziewięciu tajemnych mocy.
I za ciekawą ciekawostkę na temat tej roślinki
No i dziękuję wszystkim za opinie i za piwka Cieszę się, że relacja się podoba i miło mi z tego powodu A właśnie przed chwilą wróciłem ze Świnicy, więc myślę, że też coś o tym napiszę ale najpierw Czerwone Wierchy
masakrycznie dobre foty...nie wypada zostać dłużnym i też zamieszczę posezonową relację niedłógo
Dzięki i czekam z niecierpliwością na relację, bo nie ukrywam, że to mój ulubiony dział na tym forum
Ulka napisa/a:
VS84 - masz dobre oko ! fotki robią wrażenie
Również dziękuję, fotki fotkami, ale dla mnie ważniejsze są wrażenia i odczucia, że szlaku. Dlatego uważam, że Twoje relacje z portalu są o wiele lepsze i ciekawsze niż moje, bo potrafisz to o wiele ładniej i piękniej ująć w słowa niż ja Ale może z czasem w tym też się poprawię
Szczerze mówiąc z mojej strony właśnie to głównie stoi na przeszkodzie Dlatego póki co chce się podszkolić trochę tutaj Po za tym sama widzisz, że to zaległe relacje, które chciałem tutaj zamieścić, trwało to o wiele dłużej niż myślałem niestety ale w końcu mi się udało Dlatego teraz już będę miał czas, żeby pomyśleć nad tymi na portal Jeszcze jedna wprawdzie mi została, ale to już teraz będzie na bieżąco w końcu
Najważniejsza zasada - nie porównuj się do nikogo tylko próbuj
Źle to trochę wyżej ująłem, tak jakby dwie myśli w jednej, bo to tak nie jest, że się porównuję do kogoś, tylko oceniłem obiektywnie sam dobór i bogactwo słów w Twoich relacjach Ja tam w sobie już tego nie zmienię, bo to właśnie ten mój styl Bardziej się obawiam tego, że mam problemy ze zwykłym składaniem poprawnie zdań Dlatego póki co próbuję tutaj sobie pisać relacje, bo mam wrażenie, że na portal nie do końca by się nadawały i musiałby to ktoś wcześniej zredagować
Nie moesz pisa nowych tematw Nie moesz odpowiada w tematach Nie moesz zmienia swoich postw Nie moesz usuwa swoich postw Nie moesz gosowa w ankietach Nie moesz zacza plikw na tym forum Moesz ciga zaczniki na tym forum